top of page

Koh Lanta, czyli nasz dom z daleka od domu

  • Zdjęcie autora: Izabela
    Izabela
  • 26 mar 2020
  • 6 minut(y) czytania

Dziś bardzo obśmiałam się uzupełniając dziennik naszej trasy, na której opisanie zostawiłam całą kartę w notesie. W trzeciej linijce przy pozycji Koh Lanta postawiłam notatkę "trasa dobiegła końca" :) Pisząc to cieszę się, że potrafię z tego zażartować, chociaż wciąż trawię fakt, że nasza podróż to już pieśń przeszłości, a Koh Lanta była jej ostatnim przystankiem. Trzy tygodnie temu miała być jedynie punktem tranzytowym, o którym publikacja miała nawet nie powstać. Co za ironia losu! Ale od początku :)

Po upojnym tygodniu na Koh Ngai zatrzymaliśmy się na 4 noce w budżetowym hotelu na większej i bardziej turystycznej wyspie, Koh Lancie, z kilku powodów: potrzebowaliśmy poczynić zapasy (czytaj zakupić pampersy, kremy przeciwko słońcu i komarom oraz wino!!!), chcieliśmy podrasować budżet (im mniejsza wyspa tym droższa, bo hotele, restauracje i sklepiki mają monopol, a my po takich głównie wysepkach planowaliśmy podróżować) oraz zdecydować, w jaki sposób przedostaniemy się z Morza Adamańskiego nad Zatokę Tajlandzką i co zobaczymy po drodze. Mimo że od początku naszej wyprawy mówiłam, że nie idziemy na ilość miejsc, które odwiedzimy, że jedziemy bez planu i że chcemy po prostu pożyć spokojnym życiem, to wiadomo że w głowie jakaś trasa się rysowała. A że podróżować i odkrywać nieznane kochamy, to z dnia na dzień pomysłów, na to co możemy zrobić, przybywało. Aż wreszcie przytrafiło się życie ;) Monitorowany przez nas koronawirus rozpętał się na dobre, a my musieliśmy przyznać przed sobą, że dalsze zmienianie miejsc nie miało sensu. Mimo wszystko podjęliśmy próbę pozostania w tropikach, w miejscu, które dawało nam poczucie bezpieczeństwa. Tajlandia z dnia na dzień pustoszała, widzieliśmy odpływ turystów, a Koh Lanta miała wszystko co jest potrzebne do życia dla tych, którzy chcieli ten okres przeczekać. Ostatecznie stała się naszym "domem z daleka od domu" w najtrudniejszym momencie tej podróży. Znaczenie miał fakt, że zlokalizowana jest blisko portu lotniczego Krabi, a jednocześnie ma swój urok. I o tym uroku będę dziś pisać.

Udało nam się objechać wyspę i odwiedzić kilka godnych polecenia miejsc. Zacznę od tego, że wyspa ma dwa porty, do których przypływają łodzie z turystami. To ważna informacja jeżeli organizujesz sobie transfer z hotelu - my darmowy transfer mieliśmy z Saladan Pier na północnym zachodzie wyspy, a niefortunnie zarezerwowaliśmy łódź, która dobiła do Old Town Pier na wschodzie. Pocieszający jest fakt, że Tajlandia turystycznie zorganizowana jest lepiej niż niemiecki żołnierz na wojnie i rach, ciach, Pan z obsługi portu obkleił nas wlepami z nazwą hotelu, popchnął w stronę odpowiedniego pick upa i już po sekundzie siedzieliśmy na pace wiezieni za 50 batów (6 pln) za osobę do miejsca naszego pobytu.

Główne plaże wyspy, a co za tym idzie kompleksy hotelowe znajdują się na jej zachodnim wybrzeżu i ciągną przez kilkanaście kilometrów. Wschodnie wybrzeże poza "Starym Miastem" nie ma zbyt wiele do zaoferowania turystom, ale to gratka dla podróżników takich jak my, którzy lubią podglądać życie tubylców. Po tej stronie wyspy czas płynie zupełnie inaczej i można podpatrzeć co na codzień robią jej stali mieszkańcy. Koh Lanta, o której piszę i o której mówią turyści to tak naprawdę Koh Lanta Yai (południowa), połączona ze swoją północną siostrą - Noi mostem. Tu zagraniczni goście właściwie nie zaglądają, a szkoda, bo ta część objęta jest w większości parkiem narodowym, w którym można podziwiać tropikalną przyrodę i dzikie zwierzęta, bezludne plaże z niesamowitymi muszelkami, a także moje ukochane lasy namorzynowe (foto poniżej). Wszystko to na własną rękę, bo biznes turystyczny z jakiegoś powodu tu nie dotarł (chociaż moje zaskoczenie tym faktem było mniejsze, gdy zobaczyłam zdjęcia Koh Lanty sprzed 25 lat, na których jej główna droga była ... błotnistym glinianym pasmem biegnącym przez gęstą roślinność dżungli).


Koh Lanta Old Town

To miejsce odwiedziliśmy przy okazji naszej całodniowej wycieczki samochodowej. I chociaż spacer po tej części wyspy w naszym wykonaniu trwał zaledwie godzinę to obowiązkowo polecam tu wstąpić. Ten azjatycki "Old Town" zdecydowanie odbiega od starówki jaką znamy z europejskich miast. Nie znajdziesz tu typowego dla naszych starych miast skweru z licznymi zakamarkami, a jedynie pojedynczą uliczkę biegnącą wzdłuż wybrzeża, aż do głównego portu wyspy. Jednak wyróżnia się ona uporządkowaną, jednolitą architekturą budynków na palach, które wstępują w głąb morza (wszystkie inne zabudowania wyspy nazwać architekturą trudno ;) ). Znajdują się w nich domy, hostele i restauracje z pięknym nadmorskim widokiem oraz liczne butiki z asortymentem, który odbiega od reszty produktów dostępnych na wyspie. To prawdziwy rarytas dla amatorów rzemiosła i rękodzieła. Znajdziesz tu przedmioty niezwykłe: od pięknej biżuterii, przez wyroby ze skóry i drewna, po naturalne kosmetyki, a nawet niewielkie meble. Smaczkiem jest też sklep z hamakami, które są niepisanym symbolem tajskiego sposobu życia - radośnie i na luzie :) Dodatkowego uroku Old Town dodają chińskie smaczki, takie jak lampiony i posągi smoków, które są ukłonem w stronę chińskich kupców mających swój wkład w rozwój wyspy.


Plaże

Tych do wyboru mamy kilka. Najdłuższa i chętnie odwiedzana to Long Beach. Jeżeli podróżujesz solo, woła Cię nocne życie, lub po prostu chcesz poznać różnorodnych ludzi to jest to dla Ciebie strzał w dziesiątkę. Jeżeli podróżujesz z dziećmi, lubujesz się w zachodach słońca i chillu na szerokiej plaży to zdecydowanie polecamy Klong Dao Beach na północnym zachodzie wyspy. To tu zakotwiczyliśmy na ponad dwa tygodnie i nie żałujemy tej decyzji. Woda jak zupa (co punktuje kiedy kąpiesz małego brzdąca ;) ), bezpiecznie płytko, a popływać się da. Do tego przyjemny piaseczek, bar przy baże, a po zachodzie pokazy tańca z ogniem. Znajduje się tu również kilka eleganckich ośrodków tylko dla dorosłych, na które łypaliśmy z Paszą tęsknym wzrokiem ;)

Na południowym zachodzie wyspy znajdziesz kilka kameralnych plażyczek. Minus taki, że żeby się do nich dostać musisz zejść z klifu (a co gorsza później się na niego wdrapać), ale napewno warta odwiedzenia jest Relax Beach (znana też jako Secret Beach i Nui Bay), którą poleciła mi Juszka <3 . Kameralna, wręcz intymna, bo turystów można policzyć na palcach jednej ręki, z białym piaskiem, różnicującymi krajobraz skałkami, rafą oraz morzem o wielu odcieniach błękitu. W gratisie jako (nie)smaczek (wybór słowa w zależności od etapu życi, towarzystwa i potrzeb ;) ) jest bar na plaży prowadzony przez pokojowego rebelianta, który odpala nieco za dużo jointów i browarków z rana.


Saladan

To miejscowość w północnej części wyspy, która jest centrum życia dla tubylców. Znajdują się tu targi, banki, poczta, szkoła i posterunek policji. To również swoiste centrum turystyki, bo właśnie tu znajdziesz, rozsypane gęsto jak grzyby po deszczu, biura sprzedające mniejsze i większe wycieczki, nurkowania, snorklingi i wszelkiej maści usługi turystyczne. Jeśli zapuścisz się na północne wybrzeże to dane Ci będzie zobaczyć nadmorskie domy na palach (takie jak te w Old Town), z których widać piękne, bezludne wybrzeże Koh Lanta Noi. W Saladan na walking street w weekendy odbywa się nocny market z jedzeniem (na którym gwiazdą programu jest oferowany przez co drugie stoisko kebab :D ). Ale w tej części wyspy, na ulicy, można zjeść przez cały tydzień. Jest też rarytas dla fanów zakupów i targowania się - duży turystyczny bazar, zadaszony, a przez to, mam wrażenie, czynny całą dobę, na którym kupisz pamiątki i podróbki wszystkiego co Ci się tylko zamarzy. Oczywiście można znaleźć oryginalne produkty, ale ja zdecydowanie bardziej polecam rzemiosło z Old Town. No chyba że podobnie jak nam, wkręci Ci się wizja gotowania po tajsku. Wówczas w Lanta Market znajdziesz wszystko, co w pakiecie startowym tajskiego kucharze-aspiranta znaleźć się powinno :)

I żeby było jasne, Saladan to żadna metropilia. To raczej mała wioska, którą na skuterze objedziesz w 7 minut. Ale im dłużej mieszkasz na małej wyspie, tym bardziej dociera do Ciebie, że to i tak więcej, niż człowiekowi do życia potrzeba :)


Co robić na wyspie?

Poza spenetrowaniem wyspy wzdłuż i w szerz, czyli organoleptycznym poczuciem jej klimatu, które ja zawsze polecam najbardziej, Koh Lanta daje sporo "rozrywkowych" możliwości. Po pierwsze nurkowanie i snorkling. Przy samej wyspie nie ma super spotów ale wypływając godzinę od wyspy można zobaczyć piękną podwodną faunę i florę. Ja (ze względu na niespodziewaną zmianę planów) nie skorzystałam, ale znam kogoś kto był i polecał ;)

Po drugie zjazd tyrolką z ultra widokiem. Z tego samego powodu co wyżej nie skorzystaliśmy, ale widzieliśmy fotki i wygląda to na wypas przygodę za niewielką kasę. Szczegóły tutaj. Po trzecie yoga w OasisYoga Studio. My mieliśmy to szczęście, że mieszkaliśmy w ich ośrodku, więc wpadła dodatkowa zniżka i każde z nas znalazło coś dla siebie. Super fajny wybór zajęć, a do tego wyczeska widok z sali ćwiczeń (foto poniżej). Po czwarte spotkanie ze słoniami. Jeśli się na to zdecydujesz to ja polecam tylko Following Giants, ale dlaczego napiszę w osobnej publikacji. Jeżeli temat zwierząt jest Ci bliski i czujesz, że chcesz coś dla nich zrobić podczas swoich wakacji, to koniecznie odwiedź Lanta Animal Welfare. Możesz tam wcielić się w rolę wolontariusza, który pomaga prowadzić ośrodek (w zamian wikt i opierunek), lub po prostu wyprowadź pieski na spacer. Ostatnie, choć super ważne, co możesz zrobić, to wziąć udziału w eko aktywności np.: sprzątając plażę z Trash Hero, lub odwiedzając centrum edukacji. My wybraliśmy się do Asalanta - eko ośrodka po środku dżungli, gdzie przywitała nas horda dzikich małp oraz mała dziewczyna - Asa, z którą spędziliśmy inspirujące popołudnie :) Warto zapowiedzieć się wcześniej, jeśli chcesz skorzystać z oferowanych tu warsztatów np. na temat zrównoważonego budownictwa czy wyrobu biżuterii.  Jest w czym wybierać :)


Koh Lanta, na której zatrzymywałam się z dużą dozą dezaprobaty, pozostanie w moim sercu na zawsze jako dom z daleka od domu i jako wielka nauczycielka tego, że rzeczy nie zawsze idą po mojej myśli, ale zawsze w moim najlepszym interesie.

Koh Lanta K̄hxbkhuṇ! <dziękuję>



 
 
 

Comments


©2020 by dla siebie. Proudly created with Wix.com

bottom of page